Twórcy memów też mają prawa autorskie. Gdzie leży granica modyfikacji?
2021-03-19 14:38:54Modyfikacja cudzego utworu, to jeden z najistotniejszych tematów w kontekście prawa autorskiego. Zarówno z perspektywy twórcy, którego prawo do integralności utworu jest kluczową prerogatywą, jak również osób przerabiających, którzy często nie wiedzą jak robić to zgodnie z prawem.
Niektórzy twierdzą, że współczesna twórczość (a jeśli nie cała, to jej zdecydowana większość) jest oparta na schemacie adaptacji już powstałych dzieł. Rzeczywiście, ciężko nie zauważyć, że nie żyjemy w kulturowej próżni i każdy przejaw kreacji ma swoje odniesienia do istniejącego dorobku kultury. Wszechobecne memy, muzyka oparta na samplingu (o tej technice tworzenia, możecie przeczytać na stronie Legalnej Kultury), czy w końcu dzieła sztuki użytkowej stworzone ze zużytych przedmiotów życia codziennego, każą zadać ważne pytania – gdzie przebiega granica dozwolonej modyfikacji pierwotnego utworu i kiedy możemy mówić o nowej, samodzielnej pracy.
Czym są przeróbki?
Obowiązujące przepisy nie dzielą utworów na muzyczne, graficzne, użytkowe etc.
Utwór „to każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze,
ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia
i sposobu wyrażenia”[1]. Na potrzeby tego
artykułu oraz dla ułatwienia jego odbioru, będę się jednak posługiwał głównie
przykładami sztuki wizualnej – fotografiami oraz grafikami, ilustracjami – gdyż
to właśnie te są najczęściej modyfikowane. Posiłkując się przepisami ustawy
o prawie autorskim i prawach pokrewnych, możemy jasno stwierdzić, że
wszelkie przeróbki obrazów (w tym zmiana ich wielkości, obniżanie jakości czy
tworzenie tzw. mirrorów czyli lustrzanych odbić) należy kwalifikować do
kategorii utworów zależnych. Art. 2 ust. 1 wspomnianej ustawy wskazuje,
że „Opracowanie cudzego utworu, w szczególności tłumaczenie, przeróbka,
adaptacja, jest przedmiotem prawa autorskiego bez uszczerbku dla prawa do
utworu pierwotnego.”[2] Oznacza to
tyle, że każdy utwór zależny jest (trochę wbrew mylącej nazwie) samodzielnym
dziełem i przysługuje mu pełna ochrona. Nie oznacza to jednak, że możemy
takim utworem dowolnie dysponować. Ust. 2 stanowi bowiem, że „Rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia
twórcy utworu pierwotnego (prawo zależne), chyba że autorskie prawa majątkowe
do utworu pierwotnego wygasły (…).” Z tej normy wyłania się pewna uniwersalna
zasada, stanowiąca niejako fundament rozważań na temat ochrony twórców –
przerabiać, modyfikować, aranżować po swojemu możemy bez ograniczeń. Dopiero
korzystanie z takiego utworu (pomimo, że ust. 1 przyznaje mu status
niezależnego dzieła), czyli rozpowszechnianie, udostępnianie czy sprzedaż, będzie
się wiązało z obowiązkiem uzyskania zgodny autora utworu, który
przerobiliśmy. Z czego to wynika? Z prawa do integralności utworu,
które jest jednym z praw autorskich przysługujących twórcom. U jego
podstaw leży metafizyczna wieź artysty z własną sztuką.
Warto w tym miejscu spojrzeć na fragment wyroku Sądu Najwyższego
z dnia 21.03.2014 r. (sygn. IV CSK 407/13), w którym stwierdzono, że
w tym kontekście „ochronie podlega
więź autora z utworem, rozumiana jako stosunek autora do dzieła,
wynikający z psychicznego, emocjonalnego i intelektualnego związku
z utworem. Ścisłe powiązanie tych praw z osobą twórcy powoduje, że
nie można się ich zbyć ani zrzec, jak również nie podlegają one ograniczeniu
czasowemu”[3]. Z uwagi na tę więź,
autorowi przysługuje pełne i niezbywalne prawo do decydowania
o formie w jakiej dzieło trafi do odbiorców. Nie możemy np. podjąć
decyzji o rozpowszechnieniu rozbitej na kilka tomów książki (jeżeli jej
autor zdecydował o zamknięciu treści w jednym) czy udostępniać
grafikę, w której zmieniliśmy całą identyfikację kolorystyczną lub
dodaliśmy do zdjęcia napisy tworząc mem (tak, eksploatacja memów również wymaga
zgody autora, zdjęcia lub obrazka, który wykorzystujemy). To jednak nie koniec
uprawnień pierwotnego twórcy. Jako przerabiający, mamy obowiązek podpisywać
oryginalnego autora. Wynika to wprost z art. 2 ust. 2 – „na egzemplarzach opracowania należy wymienić twórcę i tytuł utworu
pierwotnego.” Czy to znaczy, że niepodpisane memy powstały
z naruszeniem praw autorskich twórców utworów stanowiących tło?
Teoretycznie tak, jednak niezwykle rzadko dochodzi do sytuacji, w której
autor pierwotny wysuwał jakiekolwiek roszczenia wobec twórcy mema.
Prawdopodobnie jest to spowodowane rozproszeniem odpowiedzialności,
a także faktem, że znalezienie autora, zwielokrotnionego później obrazka
jest praktycznie niemożliwe.
Na szczęście ustawodawca zdaje się dostrzegać problem, a co za tym idzie
potrzebę uregulowania kwestii internetowej twórczości, o czym świadczy
tzw. duża nowelizacja prawa autorskiego. Przyjęty w 2015 r. pakiet
przepisów miał na celu uzupełnienie regulacji dotyczących dozwolonego użytku,
poprzez uelastycznienie tzw. "prawa cytatu". Jak to ma się do memów?
Wprowadzony przepis art. 29, dopuszcza możliwość skorzystania
z istniejącego już utworu, na potrzeby parodii, pastiszu czy karykatury
w zakresie uzasadnionym prawami tych gatunków twórczości. Nie znaczy to,
że wcześniej takie zapożyczenia były niedozwolone, jednak przepis traktujący
o prawie cytatu był zbyt ogólny i nieprzystający do nowych form
kulturotwórczego wyrazu. Bez wątpienia internetowy mem, może zostać sklasyfikowany
jako forma parodii, co prowadzi do konkluzji, że to właśnie ten przepis
powinien być stosowany w kontekście tego zjawiska. Pamiętając, że prawo
cytatu jest jedną z form dozwolonego użytku, należy pamiętać, że trzeba
podać imię i nazwisko twórcy, oraz źródło z którego pochodzi
wykorzystywana przez nas praca.
Inspiracja - granica modyfikacji
Zdaję sobie sprawę z tego, że dla przeciętnego użytkownika Internetu,
takie zasady prawne mogą wydawać zbyt surowe. Ciężko przecież pogodzić zawrotne
tempo w sieci, mierzone w setkach i tysiącach memów na sekundę,
z podpisywaniem autora, o pytaniu o zgodę na wykorzystanie nie
wspominając. No cóż, prawo to jedno, a jego egzekwowanie to drugie -
a z tym niestety bywa średnio. Dodatkowo, prawo (a zwłaszcza prawo
dotyczące nowych mediów, branży IT i usług mobilnych) będzie zawsze
pozostawało w tyle w stosunku do tego, co dzieje się
w Internecie. Istnieje jednak pewna, niestety dość nieokreślona granica
przebiegająca pomiędzy utworem zależnym, a utworem inspirowanym. Przepis
jest jasny – „za opracowanie nie
uważa się utworu, który powstał w wyniku inspiracji cudzym utworem.” Problem
w tym, że ustawa nie wyjaśnia jakimi kryteriami należy się kierować przy
takim rozróżnieniu. Wbrew krążącym poglądom, nie ma konkretnej dyspozycji
wskazującej, że bez żadnych konsekwencji możemy wykorzystać 5, 10 czy 15 %
utworu pierwotnego. Tym samym, odpowiedzi należy szukać w orzecznictwie.
Jasno sprawę wyłożył po raz kolejny Sąd Najwyższy, który w wyroku
z dnia 10 lipca 2014 r. (sygn. I CSK 539/14) stwierdził, że: „Za zasadnicze kryterium odróżniające utwór inspirowany od utworu zależnego,
będącego opracowaniem, przyjmuje się takie twórcze zmodyfikowanie elementów
dzieła inspirującego, że o charakterze dzieła inspirowanego decydują już
jego własne, indywidualne elementy, a nie elementy przejęte”[4] . Jest to linia
zgodna z klasycznym już orzeczeniem Izby Cywilnej SN z 1972 r. (sygn.
I CR 104/72), z którego dodatkowo można dowiedzieć się, że „W wypadku utworu inspirowanego (objętego prawem autorskim niezależnym)
zaczerpnięty zostaje tylko wątek utworu cudzego, powstaje utwór nowy i o
cechach twórczości samodzielnej (por. cyt. art. 3 § 4 Prawa autorskiego).”[5]
Na koniec warto przytoczyć rozstrzygnięcie ciekawej sprawy, w której spór
toczyli twórcy serialu „Czterdziestolatek” oraz pewna sieć telefonii
komórkowej. Chodzi o reklamę, która wykorzystywała znaną z produkcji
motyw „Kobiety pracującej” (postać odgrywana przez panią Irenę Kwiatkowską).
Kampania oparta była na konstrukcji samodzielnej i dzielnej kobiety, rzucającej
sloganem „Jestem kobieta pracująca. Żadnej pracy się nie boję”. Twórcy serialu
dopatrzyli się czegoś więcej niż inspiracji i wyrazili swoje
niezadowolenia w związku z brakiem zgody na korzystanie z według
nich, utworu zależnego oraz niepodpisywaniem autorów, czyli w tym wypadku
scenarzystów. Sprawa trafiła do sądu, przeszła przez dwie instancje, aby
w końcu, racja została przyznana stronie pozwanej, czyli sieci komórkowej.
W uzasadnieniu wyroku z dnia 16 kwietnia 2013 r. (sygn. I ACa
1216/12), sąd stwierdził m.in., że: „Nazwa „Kobieta pracująca” nie jest nazwą oryginalną, czyli nazwą o wysokim
ładunku intelektualnym lub emocjonalnym oraz wyobrażeniowym (indywidualizującym
postać). Krótka jednostka słowna, aby uzyskać ochronę na podstawie przepisów prawa
autorskiego musi posiadać autonomiczną wartość twórczą, autonomiczne cechy
utworu, określone w prawie autorskim i zdolność do samodzielnej
egzystencji na różnych polach eksploatacji. Sama idea, pomysł, polegający na
połączeniu określonego słowa ze sposobem jego wykorzystania w ściśle
określonym celu, nie podlega takiej ochronie.”[6], i dalej: „Na skutek emisji reklam pozwanego nie doszło do naruszenia integralności
utworu, gdyż żadna jego cześć nie została wykorzystania w tych filmach,
które nie stanowią utworu z tzw. zapożyczeniami, czyli utworu, do którego
inkorporowano fragmenty cudzego utworu z przekroczeniem granic cytatu.
Sami pozwani twierdzili bowiem, iż pozwany wykorzystał, nie część ich utworu,
ale tylko motyw "Kobiety pracującej" poprzez posłużenie się nazwą
bohaterki, charakterystyką tej postaci wyrażającą się w języku, jakim się posługiwała
oraz w jej zachowaniu. Dla udzielenia apelującym ochrony prawnej
przewidzianej przepisami prawa autorskiego niezbędne było wykazanie, iż pozwany
do swoich utworów reklamowych przejął elementy twórcze postaci stworzonej przez
K. T”[7] i na
koniec: „Trafnie Sąd Okręgowy zakwalifikował utwory reklamowe pozwanego jako utwory
inspirowane w rozumieniu art. 2 ust. 4 u.p.a.p.p., czyli twórcze
przetworzenie elementów dzieła inspirującego (części scenariusza
w zakresie postaci fikcyjnej "Kobiety pracującej"), w celu
stworzenia utworu samodzielnego (dzieła inspirowanego). Utwory inspirowane
powstają w ramach swobodnego użytkowania cudzych dzieł. Wykorzystanie
cudzego pomysłu, a nawet imion z cudzego utworu, przy oryginalnej
treści nowego dzieła nie stanowi jeszcze opracowania cudzego utworu, ale własny
oryginalny utwór (por. orzeczenie Sądu Najwyższego z 16 lutego 1962 r., II
CR 528/71, niepubl.)”[8]
Podsumowując, granica pomiędzy utworem zależnym i inspiracją, a co za
tym idzie swobodą z korzystania z takiej twórczości, nie jest
wyraźnie zaznaczona, a próby jej znalezienia i stworzenia
uniwersalnego i funkcjonalnego systemu w tym zakresie są moim zdaniem
z góry skazane na porażkę. Prawo własności intelektualnej znacząco różni
się od norm dotyczących np. faktycznie istniejących rzeczy takich jak
nieruchomości czy produkty konsumpcyjne. Wynika to oczywiście z faktu, że
bardzo trudno jest zamknąć w zinstytucjonalizowane ramy, wytwory ludzkiego
umysłu. Niemożliwym jest, aby w obiektywny sposób zbadać czy ktoś
rzeczywiście się tylko inspirował czy mówiąc kolokwialnie ściągnął od innego autora
pomysł i wykonanie. Tym bardziej ważna jest edukacja w tym zakresie
oraz pewne uporządkowanie orzecznictwa, które moim zdaniem, powinno bardziej
przystawać do współczesnego stanu rozwoju technologii i sztuki.
Artykuł: Fundacja Legalna Kultura
fot. pixabay.com/Free-Photos
[1] Art. 1 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, http://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19940240083/U/D19940083Lj.pdf
[2] Tamże
[3] http://www.sn.pl/sites/orzecznictwo/Orzeczenia3/IV%20CSK%20407-13-1.pdf
[4]https://sip.lex.pl/orzeczenia-i-pisma-urzedowe/orzeczenia-sadow/i-csk-539-13-kryterium-odrozniajace-utwor-inspirowany-521626638
[5]https://sip.lex.pl/orzeczenia-i-pisma-urzedowe/orzeczenia-sadow/i-cr-104-72-wyrok-sadu-najwyzszego-520157268
[6]https://sip.lex.pl/orzeczenia-i-pisma-urzedowe/orzeczenia-sadow/i-aca-1216-12-nazwa-kobieta-pracujaca-jako-przedmiot-521416451
[7] Tamże
[8] Tamże