Maciej Marcisz o swojej nowo wydanej powieści "Książka o przyjaźni" [Wywiad]
Szczera rozmowa z autorem o roli przyjaźni w jego życiu.
2021-11-29 17:27:05Maciej Marcisz jest współczesnym autorem dobrej, szczerej prozy. Zadebiutował książką "Taśmy rodzinne" w 2019 roku, która od razu znalazła swoich wielbicieli. Od ponad 10 lat pracuje w polskiej branży wydawniczej, a także prowadzi Nowy Klub Czytelniczy. 10 listopada odbyła się premiera nowej powieści autora pod tytułem "Książka o przyjaźni”. W wywiadzie Maciej Marcisz opowiedział nam o tym, jak przebiegał proces pracy nad książką i jaki on miał wpływ na jego relację z przyjaciółmi.
Wywiad z Maciejem Marciszem – twórcą "Książka o przyjaźni"
Wera Rasniuk, dlastudenta.pl: W trakcie pisania "Taśm rodzinnych" zdradził Pan, że w poszczególnych fragmentach dostał Pan korektę od mamy, bo zawierała dużo historii o rodzinie w tej książce. Czy w przypadku "Książki o przyjaźni", osoby, o których Pan pisał, rozpoznały siebie? Czy wprowadzały swoje zmiany ? I jak w ogóle zareagowały na książkę?
Maciej Marcisz: W przypadku "Książki o przyjaźni" proces był podobny. Pisaniu obu powieści towarzyszyły mi sprzeczne uczucia – z jednej strony chciałem opisać część wspólnej historii bliskich mi ludzi, oddać im hołd, z drugiej – bałem się, że doprowadzę w ten sposób do końca tych relacji. Że napiszę zbyt wiele, że przekroczę granicę. Dużo było przy pracy nad „Książką o przyjaźni” telefonów do przyjaciółki: „Opowiesz mi jeszcze raz, jak to było? Bo lewo sobie przypominam”. To właśnie jedna z rzeczy, którą uświadomiłem sobie w trakcie pisania – przyjaciółki i przyjaciele są dla nas niezwykłymi nośnikami pamięci. Pamiętają nas z najgorszych i najlepszych stron. Kiedy gubimy się w życiu, to oni potrafią przypomnieć nam, kim naprawdę jesteśmy.
Jak Pan rozumie, że poszczególna osoba stała się dla Pana przyjacielem? Czego według Pana uczy przyjaźń?
Są różne naukowe teorie przyjaźni i tego, co powoduje, że stajemy się przyjaciółmi. Na pewno im młodsi jesteśmy, tym mniej jesteśmy wybredni. Mówi się, że w latach dojrzewania nawiązujemy wiele przyjaźni, po to, by przetestować jak najwięcej ludzi i sprawdzić kto jest dla nas odpowiedni. U mnie początek przyjaźni niewiele różni się od początków relacji romantycznych. Musimy mieć odpowiednią proporcję różnić i podobieństw, a do tego – ten element magiczny, który doprowadza do zawiązania relacji. A później, by przyjaźń działała, musimy poświęcać jej czas. Ten dar czasu, który ofiarowuje się przyjaciołom, jest najważniejszy, to podstawa. Przez całe moje życie kieruję się tym, co myślą i pomyślą moi przyjaciele, są – jak pisała o tym George Elliot w „Miasteczku Middlemarch”, którą cytuję na początku powieści – teatrem moich działań. Przyjaciele nas kształtują, dzięki nim poznajemy siebie, a z drugiej strony – często to, co robią, pokazuje nam, co w ogóle życiu jest do zrobienia i osiągnięcia. Pokazują nam, kim w ogóle możemy być.
Czasami rodzice nie są przygotowani zaakceptować te czy inne zeznania swoich dzieci, wspierać ich pasje, poglądy. Według Pana czy nie da się tego nie ominąć? Jak budować ten mostek porozumienia między dziećmi a rodzicami?
Nie wiem, czy w okresie dojrzewania nie jesteśmy jako nastolatkowie skazani trochę na konflikt z rodzicami, tak przynajmniej działo się często w przypadku mojego pokolenia. Wydaje się, że właśnie dlatego przyjaciele i przyjaciółki robią się w tym okresie tacy ważni. Często do prawdziwego porozumienia z rodzicami dochodzimy wtedy, kiedy dzieli nas już dystans i mija czas.
Marzy się Panu przeniesienie historii trojga przyjaciół na duży ekran?
Jasne. Każdy autor, autorka raczej chce, żeby książka była sfilmowana. Wiem, że to nie jest proste, bo moje książki oprócz fabuły zawierają sporo elementów niefabularnych – refleksji bohaterów, opisów idei, rzeczy pozbawionych prostych obrazów, które mogą być trudniejsze do przeniesienia na ekran. Tworzenie filmu czy serialu to ogromne pieniądze – nic dziwnego, że producenci podchodzą do tego ostrożnie. Najczęściej na początku kupują tzw. opcję, czyli rezerwują sobie prawa do czasu powstania scenariusza. Kiedy scenariusz powstaje, szukają finansowania filmu i wtedy realnie kupują prawa filmowe. Jeśli ekranizacje „Taśm rodzinnych” i „Książki o przyjaźni” powstaną, na pewno się ucieszę, ale nie mierzę sukcesu ekranizacjami – jest wiele wspaniałych, a w dodatku świetnie sprzedających się książek, które mimo wielu lat od premiery nadal nie doczekały się ekranizacji. Ale oczywiście trzymam kciuki za moje.
Czy to duży stres się wystawiać swoje książki na ocenę opinii publicznej?
Jest to duży stres, ale nie działa na mnie paraliżująco. Myślę, że rzeczy, których się boimy, nigdy nie są takie straszne, kiedy już się wydarzają. Pamiętam, że przy debiucie bardzo stresowałem się nadejściem takiej mocnej, negatywnej recenzji, jakiejś bardzo skreślającej książkę. W końcu się pojawiła. Przeczytałem. Zrobiło mi się przykro. Kilkadziesiąt minut później już pojawiła się inna opinia, tym razem pozytywna. Coś, co wyobrażałem sobie, że doprowadzi mnie do jakiegoś mocnego zachwiania, realnie było raczej małym ukłuciem. Trzeba po prostu robić swoje i próbować wyciągać z krytyki coś wartościowego dla siebie i kolejnych książek.
Czy do nowej książki powstanie playlista na Spotify? Jeśli tak, jakiego rodzaju utworów możemy się spodziewać?
Już powstała! Żeby stworzyć tę playlistę, sięgnąłem do moich dawnych kont na Last.fm. Chciałem oddać klimat długiego dorastania w latach zerowych i dziesiątych – ten moment, kiedy na naszych mptrójkach królowali The Klaxons, Róisín Murphy, Regina Spektor. Playlista kończy się współczesną piosenką SOPHIE –“It’s okay to cry”. Wspaniały utwór, który czytam jako list miłosny do przyjaciółki.
Nieraz Pan wspominał o swoim zamiłowaniu książkami, jakie gatunki Pan lubi?
Najbardziej lubię powieści, ale czytam też eseistykę, opowiadania, wybrane reportaże, książki psychologiczne, poradniki no i powieści graficzne. Jeżeli zdarza mi się impas czytelniczy, to zazwyczaj udaje mi się z niego wychodzić dzięki eseistyce albo powieści graficznej.
Czy lubi Pan czytać kilka książek naraz, czy jednak nie bierze się za kolejną, zanim skończy czytanie jednej?
Za każdym razem jak próbuję czytać kilka naraz, nic z tego nie wychodzi, więc trzymam się jednej. Bardzo się cieszę, że teraz, kiedy skończyłem książkę, będę mógł wreszcie więcej poczytać.
Czego Pan oczekuje od spotkań z czytelnikami?
Oczekuję, żeby ktoś przyszedł (śmiech). Nie no, na szczęście mimo obaw ludzie zawsze się pojawiają. Spotkania autorskie są dla mnie bardzo ważne. To szczególny moment budowania więzi z ludźmi. Do dziś istnieje na Facebooku nastrój, którym możemy dodać do posta: nazywa się „poczucie powiązania” i przedstawia uśmiechnięte buźki połączone ze sobą jak molekuły. Do czegoś takiego właśnie dążę w trakcie spotkań – do stworzenia, nawet trwającej dwie godziny, wspólnoty. Myślę, że o to właśnie chodzi mi w pisaniu.
Rozmawiała Wera Rasniuk
fot. Ewa Lendo