Byliśmy, gadaliśmy - Sztuka

Olga Pasiecznik: Zaczęłam od Bacha

2011-03-15 14:21:26

- Mozart to piękna wyspa, do której chce się podpłynąć, wydaje się, że już się na niej jest, a ona jest wciąż tak samo daleka – mówi Olga Pasiecznik. Światowej sławy sopranistka opowiada o miłości do Warszawy, przekraczaniu granicy z ZSRR i rezygnacji z kariery dla rodziny.

Wojciech Sitarz: Pochodzi pani z Ukrainy, jednak ostatni etap edukacji muzycznej podjęła pani w Warszawie. Skąd taka decyzja?
Olga Pasiecznik:
Na Ukrainie skończyłam studia jako pianistka, studiowałam również pedagogikę muzyczną oraz wokalistykę. Początek lat 90. to były czasy, kiedy posiadając paszport ZSRR, nie miało się wielu szans, by wyjechać gdziekolwiek. Polska była tak naprawdę jedynym miejscem poza Związkiem Radzieckim, gdzie mogłam studiować. Dodatkowo moja matka jest Polką, tutaj mieszka połowa mojej rodziny i mogłam się ubiegać o stypendium polonijne Ministerstwa Kultury i Sztuki. Spróbowałam, zdałam egzaminy i tak znalazłam się w Polsce. Już na pierwszym roku studiów podyplomowych dostałam kontrakt w Warszawskiej Operze Kameralnej, która była moim pierwszym miejscem pracy zawodowej. W owych czasach było też z Polski dużo łatwiej podróżować i realizować projekty międzynarodowe w Europie Zachodniej. O przekraczaniu granicy ze Związkiem Radzieckim mogłabym książkę napisać. Pamiętam, jak czekało się po kilkadziesiąt godzin w kolejce, by kupić bilet na pociąg przez granicę lub jak wracając z Ukrainy sprawdzano mnie na granicy. Wiozłam tylko dwa słoiki dżemu i jakieś jedzenie, ale celnicy wzięli mnie na przeszukanie i pytali, gdzie mam alkohol, papierosy, dolary. Odpowiadałam im wtedy, że nic takiego nie mam – jestem muzykiem – na co oni, że wielu takich muzyków mieli przede mną. Teraz jest inaczej, ale już pół życia minęło mi w Warszawie, człowiek zapuścił korzenie i odnalazł swój drugi, a właściwie pierwszy dom.

Od 1992 jest pani związana z Warszawską Operą Kameralną. Nie kusiło pani, by ruszyć dalej, z pewnością mogłaby pani przebierać w ofertach?
Przez pierwsze pięć lat zrealizowałam w Warszawskiej Operze Kameralnej ogromny repertuar. Śpiewałam nieprawdopodobną ilość partii w operach Mozarta i we wszystkich przedstawieniach Monteverdiego i Haendla. Tu poznałam francuski barok i miałam okazję współpracować z Jean-Claudem Malgoirem. Zaowocowało to naszą ogromną przyjaźnią, która trwa do dnia dzisiejszego,  i przełożyła się na bardzo wiele produkcji na różnych scenach. Miałam możliwość wyjazdu na stałe, ale z przyczyn rodzinnych musiałam odmówić. Byłam już wówczas mężatką, a mąż z pewnością nie dostałby wizy. Trzeba było zdecydować między odpowiedzialnością wobec drugiej osoby i rodziny,  a budowaniem własnej kariery. A teraz, gdy mam już mieszkanie w Warszawie i syna w zerówce, nie trzeba wyjeżdżać na stałe. Wszystko się zmieniło, Europa zrobiła się mniejsza i bliższa, są dobre połączenia. Na dodatek z Warszawy mam bardzo blisko do rodziców na Ukrainie, to ledwie pięćset kilometrów.

Skoro trudno byłoby się teraz przenieść do Europy Zachodniej, to może warto spróbować nieco bliżej? Mamy we Wrocławiu świetną Orkiestrę Barokową, a to przecież pani ulubiona epoka.
Już wielokrotnie dostawałam propozycje pracy na Dolnym Śląsku. Miałam okazję prowadzić kursy na tutejszej Akademii Muzycznej i zastanawiałam się nad propozycjami związania się z uczelnią. Ale jak wspomniałam, Warszawa to dla mnie drugi dom. Przyzwyczaiłam się do tego miasta i nawet powiem, że da się to miasto pokochać. Ono z wielu przyczyn jest zupełnie inne, niż większość miast w Polsce, ale odnalazłam się w nim. Mam tam też swoją publiczność, która na mnie czeka. Niewiele występuję w Polsce, bo blisko osiemdziesiąt procent projektów realizuję w Europie Zachodniej, ale bardzo sobie cenię każdy występ w kraju.

Skąd tak wielkie upodobanie do baroku?
Cała moja droga do poważnego śpiewania zaczynała się od Bacha. Nie zależało mi na śpiewaniu wielkich romantycznych czy werystycznych scen operowych, ale by nauczyć się jak najlepiej śpiewać Bacha. Wydawało mi się to największym osiągnięciem. Ta muzyka kojarzyła mi się z jazzem, który przez pewien okres śpiewałam. Miałam okazję poznać wspaniałych muzyków, którzy przybliżyli mi Bacha bardziej autentycznego, niż znałam go wcześniej. Wśród nich był m.in. Władysław Kłosiewicz. Miałam też okazję współpracować z wybitnymi zachodnimi dyrygentami jak Marc Minkowski, Frans Brüggen, Philippe Herreweghe, René Jacobs, czy Trevor Pinnock. To wielkie nazwiska w świecie muzyki barokowej. W miarę jak głębiej poznawałam tę muzykę, odkrywałam, jak jest piękna i jak wiele wspaniałych utworów przeznaczonych da mój głos powstało w tym okresie. Chyba przyłożyłam się też do rozwoju muzyki barokowej w Polsce. Dwadzieścia lat temu nie była ona tak rozwinięta jak dziś, nie było tylu zespołów muzyki dawnej na tak dobrym poziomie.

A skąd w preferencjach artystycznych Mozart?
Mozart towarzyszył mi od dziecka. Gdy w wieku trzech lat poszłam do szkoły muzycznej, był jednym z pierwszych kompozytorów, których utwory zaczynałam grać. Mozarta gra się w szkołach muzycznych myśląc, że niektóre jego utwory pozostają w zasięgu młodego ucznia, ale by wykonać te utwory naprawdę dobrze, często nie wystarcza całego życia. Dla mnie Mozart to piękna wyspa, do której chce się podpłynąć, wydaje się że już się na niej jest, a ona jest wciąż tak samo daleka. To niebywałe, że przy niemal dziecięcej prostocie muzyki, zabiera nas ona w wędrówki w duchowe Himalaje.

Na początku jednak Mozarta głównie pani grała. Kiedy zaczęła się przygoda ze śpiewem?
Śpiewanie dla osób urodzonych na Ukrainie, mających tak śpiewny język, jest rzeczą naturalną. Jest częścią życia, prawie jak oddychanie. Jednak poważnie zaczęłam się zastanawiać nad śpiewaniem, gdy w czasie pierwszych studiów profesor od śpiewu zwróciła mi uwagę, że słyszy w moim głosie coś niezwykłego. Powiedziała, że na moim miejscu zainwestowałaby w głos. Był to okres gdy fascynowałam się jazzem, występowaliśmy nawet w poważnych telewizyjnych programach. Ale tak naprawdę bakcyla śpiewania muzyki poważnej złapałam, gdy zrozumiałam, że daje mi to szansę we wspaniały sposób wyrazić siebie. Używając unikalnego instrumentu, którego nikt poza mną nie ma. Było dla mnie najbardziej fascynujące spróbować swoim własnym głosem, instrumentem, który dał mi Bóg, wyrazić to, czego nie mogłam przekazać w inny sposób. To był powód, dla którego zaczęłam poważnie myśleć o śpiewaniu. Mozart operowy zjawił się później. Ze względu na złożoność tej muzyki mogłam się zmierzyć z wokalnymi ariami Mozarta dopiero na studiach wyższych.

Czy później próbowała pani jeszcze jazzowych projektów?
Nastąpił taki moment w życiu, gdy się okazało, że miejsce rodzenia się dźwięku w ludzkim gardle jest zupełnie inne. Niestety, tak wiele różni techniki śpiewania jazzowego i klasycznego, że, choć bardzo bym chciała, nie da się ich połączyć. Zobaczyłam, że nie dam rady dźwigać tych dwóch kierunków. Kiedyś nawet zaproponowano mi koncert sylwestrowy, w którym w pierwszej części śpiewałam na poważnie, a w drugiej jazzowo. Ale po tym koncercie bardzo długo dochodziłam do siebie, ponieważ dużo kosztuje, żeby głos pracował na tak różnych biegunach podczas tego samego koncertu. Charakterystyczny dla jazzu rodzaj gardłowego śpiewania i nacisku na podgłosie nie jest zupełnie akceptowany w akademickiej emisji głosu. Nie da się tego połączyć i nie ma drogi powrotnej.

Gdyby nie wynaleziono muzyki to…
Bardzo poważnie myślałam w pewnym momencie swojego życia o mikrobiologii albo genetyce. Pociągało mnie to i jeszcze jako dziecko wygrywałam olimpiady biologiczne. Przypadek sprawił, że ostatecznie nie poszłam na mikrobiologię i genetykę. Chociaż teraz, gdy patrzę, dokąd to wszystko zmierza, trochę mnie to przeraża. Nigdy dotąd nie zadawałam sobie tego pytania, ale człowiek jest tak wspaniałym stworzeniem, że nic innego, co by nie było z nim związane, by mnie nie pociągało. W każdym wypadku musiałoby to być związane z człowiekiem.

Rozmawiał: Wojciech Sitarz

Słowa kluczowe: olga pasiecznik filharmonia wrocławska wywiad wojciech sitarz
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
mierzalne
Młodzi artyści - policzalne, mierzalne w Pracowni Poznania Wizualnego [zdjęcia, relacja] Wrocław

Jak było na wernisażu w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu?

wernisaz konarski
Marian Konarski/1909-1998 - relacja z wystawy Wrocław

Galeria Miejska zaprasza na nową wystawę. Będzie można ją oglądać aż do 30 czerwca.

Polecamy
Michał Hrisulidis
Michał Hrisulidis zaprasza na wystawę "Złożony" [WIDEO] Wrocław

Wystawa w Galerii Miejskiej we Wrocławiu potrwa do 19 stycznia 2019.

mierzalne
Młodzi artyści - policzalne, mierzalne w Pracowni Poznania Wizualnego [zdjęcia, relacja] Wrocław

Jak było na wernisażu w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu?

Polecamy
Ostatnio dodane
mierzalne
Młodzi artyści - policzalne, mierzalne w Pracowni Poznania Wizualnego [zdjęcia, relacja] Wrocław

Jak było na wernisażu w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu?

wernisaz konarski
Marian Konarski/1909-1998 - relacja z wystawy Wrocław

Galeria Miejska zaprasza na nową wystawę. Będzie można ją oglądać aż do 30 czerwca.